niedziela, 15 marca 2009

Semuc Champey (Casa el Zapote) dzien 3

Dzis dzieki Alicji M. pachne truskawkowo... hehe wreszcie sie umyslam! jupi! Po takiej ilosci kremow do opalania i roznych rozpylaczy przeciw komarom, kapiel jest naprawde czynnoscia, ktora docenia sie duzo bardziej niz wczesniej... nawet jesli odbywa sie ona w zimnej wodzie.
Poza tym, sama siebie zlapalam na pewnej czynnosci, ktora robie ostatnio non stop. Otoz za kazdym razem jak wchodze do toalety, prysznica, pokoju... itd. robie dokladne rozpoznanie: scian, sufitu i podlogi... :) hehehe to juz niemal taki TIK. Sprawdzam czy na okolo nie ma niczego niepokojacego. Gwatemalczycy by sie pewnie niezle ze mnie smiali... no ale jakos tak nie potrafie inaczej.

Chlopcy ktorzy pracuja w Casa el Zapote, gdzie obecnie zyjemy juz chyba wiedza... ze te tutaj obecne POLKI to jedza duzo... wczesniej bowiem musialysmy zawsze prosic o wiecej: miodu, tostow... itd dzis jednak wszystkiego dostalysmy duuuuzo, wiec bylysmy bardzo zadowolone z naszego sniadanka.
Ewa juz sie spakowala, dzis bowiem nas opuszcza. Ona jedzie do Meksyku, a my razem z Marysia ruszamy dalej na Peten, czyli na polnoc Gwatemali. My jednak spedzimy w Semuc jeszcze dzisiejsza noc, bowiem ruszamy jutro z rana (z Semuc Champey do Flores).
Aby nacieszyc sie jeszcze obecnoscia ¨Trzech Gracji¨ (jak to mowi Marysi tatus:) poszalalysmy rano z wraz z dziecmi z sasiedniego domu. Jest ich chyba dziesiecioro. Sa bardzo radosne i uwielbiaja jak im sie robi zdjecia, bowiem potem moga sie zobaczyc i wlasnie to sprawia im ogromna radosc. Gralysmy z nimi w pilke, ganialysmy sie i nawet tancowalysmy.... hehe w dodatku kazda z nas miala swojego ¨malego mezczyzne¨ jako partnera do tanca - ot takie poranne wygibasy.
Biedne sa tutaj indianskie dzieci... chcialo by sie im wszystkim tu pomoc, jednak nie wydaje mi sie zeby najlepsza metoda bylo rozdawianie pieniadzy jak to robia niektorzy bogaci turysci, bo to powoduje przeciwny efekt, wowczas niektore dzieci same ida na ulice i kreca sie wokol turystow proszac ich o pieniadze. A tak byc nie powinno. Brakuje przede wszystkim edukacji. Dzieci te od najmlodszych lat pracuja... a przeciez ktos musi prowadzic ten kraj do rozwoju.
Dzieci naszych sasiadow nie prosza nas o pieniadze. Cale szczescie nadal wiekszosc maluchow bawi sie tak jak ich rowiesnicy w innych krajach. Byc moze ich dziecinstwo nie przypomina tego co my przezylismy no ale to nadal jest dziecinstwo.
Bardzo interesujace jest to, ze nie wszyscy tu mowia po hiszpansku. Nie mialam o tym pojecia. Mieszkancy Gwatemali to bowiem potomkowie Majow, a wiec istnieje mnostwo dialektow, ktorymi oni sie posluguja i czasem zdaza sie ze nie znaja hiszpanskiego. To bardzo ciekawe. Na przyklad wsrod dzieci naszych sasiadow chyba tylko najstarsi chlopcy rozumieja jak cos mowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz