środa, 25 marca 2009

El Mirador - 1 dzien

Udalo sie :D JUPI!!!
Jestesmy teraz chyba najszczeliwszymi ludkami na swiecie! To naprawde sie udalo - wytrwalysmy i doszlysmy do El Mirador. Byly to niezwykle 6 dni... az brak mi slow, no ale jakos trzeba wszystko ¨ubrac w calosc¨, bo inaczej to wszystko co teraz mam w glowie uleci bez powrotnie.
Od czego zaczac? moze wyjasnie krotko czym jest El Mirador i opisze krotko dzien po dniu.
No wiec El Mirador to runiny majow, ktore znajduja sie w samym srodku dzungli\lasu deszczowego, polozone zaledwie 7 km od granicy z Meksykiem. El Mirador dostepny jest wylacznie pieszo (6 dniowa wyprawa) badz z powietrza - mozna tam dotrzec helikopterem. Idac do El Mirador zatrzymywalysmy sie w innych ¨ruinkach¨, a dokladnie w obozowiskach ciekawych archeologicznie miejsc (campamientos), ktore mijalismy po drodze. Ruiny El Mirador zostaly dopiero niedawno odkryte i nadal stanowia pewna zagadke, bowiem znajduje sie tam najwyzsza swiatynia calego starozytnego swiata (nazywa sie La Danta) i powierzchnia tego miasta majow jest imponujaca i nadal pokryta przyroda. Aby tam dotrzec pokonalysmy ok 60 km pieszo.... co teraz odczuwaja moje nozki :( no ale bylo warto!!!! ach!!!

Nasza trasa przebiegala nastepujaco:
1 dzien. Carmelitas - El Tintal (5 godzin marszu)
2 dzien. El Tintal - El Mirador (7 godzin)
3 dzien. El Mirador (caly dzien)
4 dzien. El Mirador - Nakbe (3 godziny)
5 dzien. Nakbe - La Florida (8 godzin)
6 dzien. La Florida - Carmelitas (2 godziny)



1 dzien. Carmelitas - El Tintal (5 godzin marszu):

No wiec dotarlysmy busem do Carmelitas, skad mialysmy juz pieszo wyruszyc w wielkie nieznane. Poznalysmy naszych wspoltowarzyszy podrozy:
- Jimmy (19, UK)
- Michaele (20, USA)
- Kris (24, Australia)
- Cloude (72, Francja - dziadek stanowil dla nas pewna zagadke... ale dawal rade :)

No i poznalysmy nasza grupe eskpedycyjna, czyli nasza przezabawna kucharke Roksane, pana ktory znamowal sie konikami oraz.... naszego przewodnika - ktory jak sie okazalo ma 18 lat. Z jego wieku nie bylysmy specjalnie zadowolone, pozwole sobie zacytowac Marysie:
¨to dziecko ma byc naszym przewodnikiem po dzungli?¨hehehe
Ruszylysmy w droge, caly czas chichoczac i zartujac z calego wyjazdu oraz oczywiscie z naszego mlodocianego przewodnika (Marysia poczatkowo wogole nie nazywala go PRZEWODNIKIEM, tylko mowiac do mnie uzywala slowa ¨dziecko¨.. hehe nawet mialysmy krotka rozmowe na ten temat: Marysiu, jak ty tak mozesz przyzwyczaj sie ze to dziecko to twoj przewodnik :)
Jak sie potem okazalo, to Erick - bo to wlasnie jego imie, byl najfajniejszym i najrozsadniejszym MEZCZYZNA tej wyprawy. Bardzo go polubilysmy ,)
Z pierwszego dnia pamietam tylko tyle, ze staralysmy przyzwyczaic sie do tempa marszu oraz przyzwyczaic nasze oczy (brzmi to co najmniej glupio :) do terenu, a dokladnie do ziemi po ktorej stapamy. Marysia np. miala z tym wiele problemow
Marysia:
¨Marcelka, wreszcie chyba rozumiem ludzi, ktorzy sie upala trawa i nie moga sie skoncentrowac na tym co robia¨
Dotarlysmy do El Tintal, gdzie bylo obozowisko, w ktorym mielismy spedzic dzisiejsza noc. Nasza szalona kucharka Roksana przygotowala nam smaczna kolacje - naprawde potrafila ugotowac smaczne posilki w takich buszowych warunkach - zupelnie sie tego nie spodziewalysmy. W dodatku dbala o to abysmy nie chodzili glodni i namawiala nas na ¨dokladki¨.
Pod wieczor wspielysmy sie na najwyzsza swiatynie w El Tintal i tam podziwialysmy zachod slonca... swiatynie ta niemal w calosci porosnieta jest drzewami wiec wygladalo to tak jakbysmy sie wspinaly na normalna gorke, tyle ze po takich drewnianych deseczkach wlozonych niczym schodki. To byl pierwszy moment w ktorym tak naprawde zdalam sobie sprawe gdzie jestesmy - my, same posrod przyrody na swiatyni Majow.... i ten sliczny zachod slonca :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz