Marysi chyba odbilo. Obudzila sie po 4 i juz nie mogla zasnac. Cichaczem opuscila pokoik. Gdy ja sie obudzilam uznalam ze musi byc juz dosc pozno, skoro Marysi juz nie ma, wiec zebralam sie dosc szybko… mieszkamy na 3 pietrze (liczonym po gwatemalsku, czyli nasze 2 :) wiec zeszlam na dol a tam na kanapach siedziala Marysia i rozmawialam sobie z penem kierowca, ktory wczoraj nas przywiozl do Flores (btw. Od razu wiedzialam ze to Niemiec hehehe). Niestety nie posiadam zegarka, wiec nie moglam sprawdzic ktora jest godzina, gdy spytalam Marysie, okazalo sie ze jest 7:15…… bez komentarza – sama nie moge uwierzyc ze zycie tutaj zaczyna sie tak wczesnie (w lokalu, ktory znajduje sie tuz przy naszym hotelu, mozna juz zjesc sniadania od godz. 4:15 rano!!!!)
Flores to miasto rozdzielone woda. Czesc typowo turystyczna polozona jest na wyspie, ktora dawniej byla osada Majow. Tutaj wlasnie znajduja sie hotele, hostele, restauracje, bary, agencje turystyczne, sklepy z pamiatkami itd…. Czyli wszystko pod turystow. Tutaj rowniez mieszkamy my, czyli ja i Marysia. Od tej drugiej czesci miasta oddzieleni jestesmy mostem, ktory namietnie z Marysia przekraczamy w poszukiwaniu tanszego (¨ulicznego¨) jedzenia. Nie wydajemy duzo, ale to tylko dlatego, ze calkiem calkiem idzie nam targowanie sie (szczegolnie tej naszej warszawiance, ktora dobrze wi ile tu co kosztuje) i ogolnie mowiac ¨mamy nosa¨ do zakupow. Apropo tego tematu to nic sie nie zmienilo: nadal myslimy o tym co, kiedy i gdzie zjemy :) to juz takie hobby.
Pogoda we Flores. Upal nie z tej ziemi, ale o dziwo poprzeplatany ulewami: leje jak z cebra. Miejscowi mowia, ze jest ok 40-45 stopni, ale mi jakos nie chce sie w to wierzyc (co najwyzej 35). Noce sa strasznie gorace, ze gdyby nie to, ze nadal dochodzimy do siebie, to pewnie spalybysmy bez nakrycia (no a tak przykrywamy tylko nasze gardla heheheh :) Musimy szybko wrocic do pelni sil, bo juz wkrotce czeka nas wyprawa do El Mirador. Dzis negocjowalysmy cene w roznych agencjach. Jest ona dosc wysoka, ale im wiecej oso buda nam sie zebrac, tym tanszy koszt poniesiemy.El Mirador to wyprawa w prawdziwa dzungle do (ponoc) najwiekszych ruin cywilizacji Majow jaka istniala. Miejsce to zostalo odkryte calkiem niedawno. Byc moze ze wzgledu na cene i czas jaki zajmuje dotarcie do tych swiatyn, nie jest to cel turystyczny numer jeden (dzieki Bogu!!!) no i nie kazdy przecietny turista moze sien a to zdecydowac. Jest to wyprawa 7 dniowa, zaopatrzona w przewodnikow, kucharke, pomocnikow i osiolki. Noclegi sa w dzungli, ale w specjanie przygotowanych namiotach z moskiterami. Podczas wyprawy poza El Mirador, odwiedza sie 3 inne miejsca archeologiczne polozone w poblizu. Obie z Marysia bardzo chcemy tam dojsc i na`prawde wierzymy, ze nasza kondycja nam n a to pozwoli. Zatem dzis od samego rana przygotowalysmy sie do akcji: zwerbowac ludzi, aby sformulowac 8 osobowa grupe (dzieki temu cena bedzie optymalna). Zaraz po sniadaniu ruszylysmy na miasto. Pytalysmy napotkanych turystow, zostawialysmy informacje w agencjach… nawet chcialysmy przygotowac transparent ¨We are going to El Mirador¨. Nie wiem czy nasza akcja poskutkowala, ale znalazly sie 3 chetne osoby, ktore razem z nami sa gotowe wyruszyc w piatek. Hura! Jeszcze tylko 3 osoby… i bedzie super.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz